F Kiedy w Sally jest najmniej Sally. Sally Rooney - "Intermezzo" - Fuzja Smaków
MENU

Kiedy w Sally jest najmniej Sally. Sally Rooney - "Intermezzo"

 



ATook her by surprise perhaps, the feeling; to be touched again, desired, caressed. When last did anyone in tenderness lay a hand on her, he wonders.
Her high cold austerity, her palisade of personal space. Too much excitement, panic, spilling over inescapably into tears. 

Trzy poprzednie książki Sally były dla mnie jak te relacje, w które człowiek zanurza się wyjątkowo ostrożnie, najpierw nieśmiało sprawdzając temperaturę. Te, w których jest miejsca na długie żonglowanie myślami o konsekwencjach, wartościach dodanych i decyzjach, by kogoś do swojego życia wpuścić.

Ale "Intermezzo" to zupełnie inna historia. Opowieść o Ivanie i Peterze przypominała rzucenie się głową naprzód w cały chaos emocji, lęków i pragnień. Braci Koubek dzieli dziesięć lat, charaktery i życiowe aspiracje, a Rooney w tej dychotomii znajduje jeszcze przestrzeń na rozpięcie tak złożonej i indywidualnej kwestii jak przeżywanie żałoby. Obserwowanie bohaterów tak różnych, a zmagających się z tym samym granicznym doświadczeniem straty ojca jest niesamowicie ciekawe, bo autorka realizuje ten podział też doskonale na poziomie językowego utkania ich wewnętrznego monologu - nawet jeśli nadążanie za Peterem było dość karkołomne i nie jestem pewna, czy przyniosło mi należytą satysfakcję. "Intermezzo" na wielu poziomach opowiada o przenikaniu straty przez wszystkie aspekty życia; o wypływających na wierzch dawnych braterskich konfliktach. O miejscu nowej relacji w świecie, w którym dominuje pustka związana z nieodwołalną nieobecnością bliskiej osoby. O konieczności tego rozstania i powolnym przechodzeniu przez kolejne etapy żałoby - a także o tym, jak odmienny może to być proces. Przy tym wszystkim Rooney zachowuje doskonały balans między poczuciem krzywdy i przebłyskami dobrych chwil, skrzącym się inteligencją błyskotliwym humorem i momentami, gdy skorupa straty pęka i na wierzch wydostajemy się dawni my.



Teraz jednak, gdy owo wydarzenie minęło, pogrzeb, różne rytuały, pozostaje tylko strata, a jej nie da się niczym zapełnić. Tamto wydarzenie należy do przeszłości, pogodził się z nim, a jednak strata dopiero się zaczyna. Każdego dnia coraz głębsza, coraz więcej rzeczy ulega zapomnieniu, coraz mniej wiadomo na pewno. I nic nie sprowadzi ojca ze sfery pamięci do krzepiąco konkretnego świata faktów materialnych, namacalnych i określonych: i jak to możliwe, żeby to zaakceptować czy choćby zrozumieć, co znaczy. 

Sally nadal konsekwentnie realizuje swoją konwencję nietypowej interpunkcji, tym razem jednak jeszcze silniej zaznaczając rozbieżny styl poszczególnych postaci. Opowieść rozwija nam trójka spośród czworga głównych bohaterów (zagadkowe pozostają dla nas myśli Naomi), a każde z nich prowadzi tę historię w inny sposób; niewątpliwie najwięcej emocji budzą części Petera. W rozmowach wokół "Intermezzo" autorka przyznaje, że duży wpływ ma na to joyce'owska narracja strumienia myśli i inspiracja jest tu niezaprzeczalna; to natomiast zapis wymagający, zwłaszcza przy nieobecnym wyodrębnieniu dialogu. Zabieg ten jednak ma pewną niewątpliwą zaletę: nie da się tutaj przy czytaniu spieszyć. Przez ten pozorny chaos nie da się biec naprzód, nawet jeśli ciekawość popycha nas do sprintu przez kolejne strony. Tu raczej wędruje się powoli, rozglądając się po okolicznych zdaniach. A Sally, trzeba przyznać, z wiekiem tylko doskonali swoją literacką sprawność.

For so long it has hurt too much even to think. And now everything hurts so much all the time that to think makes no difference, to think even lends a kind of sweetness to terrible pain. 

W "Intermezzo" istotne znaczenie mają też miejsca, co jest punktem wspólnym z pozostałymi powieściami Rooney. Jest to książka na wskroś irlandzka, ale tak mocne osadzenie bohaterów w ich poszczególnych mikrokosmosach - różnicowanie Irlandii stołecznej, małomiasteczkowej, i tej, która rozgrywa się pomiędzy, jest tu przedstawione poprzez doświadczenia bohaterów i ich życiowe wybory. W tym kontekście warto nawiązać do pewnej znaczącej zmiany, której w dużym stopniu przypisuję swoją sympatię do tej akurat powieści Rooney: w końcu jest to książka, która choć nadal podkreśla aspekty społeczne i polityczne, ucieka od moralizatorskiego tonu. Nie czułam się po raz pierwszy pouczana, a Sally nie wkłada w usta (tudzież palce, jak w Gdzie jesteś, piękny świecie - trudno mi było zachować powagę przy czytaniu tych maili) bohaterów wzniosłych peror o fatalnej kondycji świata.

W rozmowach bohaterów pobrzmiewają rzecz jasna echa przeszłości Sally powiązanej z debatami oksfordzkimi, ale nie jest to w najmniejszym nawet stopniu bliskie natężeniu, do jakiego nas przyzwyczaiła. I to jest zmiana, która przeogromnie mnie cieszy: ten mocniejszy zwrot do wnętrza, myśli bohaterów i komunikacji sprawia, że "Intermezzo" jest tak inne od pozostałych powieści autorki. Sally nadal jest niezwykle uważną obserwatorką rzeczywistości, ale tym razem udaje jej się wpleść te spostrzeżenia w fabułę na tyle subtelnie, by wynagrodzić czujnego czytelnika.
 



How capable he has been of holding his mind with no apparent struggle such contradictory beliefs and feelings. The false true lover, the cynical idealist, the atheist at his prayers.

Dostrzegam też inne przesunięcie w jej pisaniu - odejście od tworzenia postaci kontrowersyjnych tylko w tym wymiarze, by były nieznośne i konfliktowe. Dotychczas jej bohaterowie byli w różnych wymiarach niewygodni, ale w sposób bardzo przerysowany, z karykaturalnym wręcz uwypukleniem cech powszechnie nielubianych. Tworzone przez Sally postaci, których nie dało się polubić, wylewały się wręcz ze swojej formy z nadmiarem stereotypowych cech, które próbowano w nich upchnąć. Wreszcie też pozbywamy się tak chętnie eksploatowanego przez Rooney archetypu zamkniętej, oczytanej, wizualnie przeciętnej (choć zawsze stylowej w ten niedbały sposób, który wymaga starannych przygotowań) dziewczyny o niespotykanej inteligencji, która z trudem rozmawia o swoich uczuciach i emocjach. Ani Margaret, ani Sylvia, ani tym bardziej Naomi nie plasują się na spektrum postaci stworzonych przez Rooney w pobliżu Frances ("Rozmowy z przyjaciółmi) czy Marianne ("Normalni ludzie).

 It's easy to do things you're already good at, that's not courageous. Trying to do something you might not be capable of doing - he breaks off here, apparently thinking again (...). We're being hard on ourselves in a way, he remarks, because both our lives involve some voluntary exposure to what other people might call defeat. Which I think requires a certain degree of courage. Even if just psychologically.

Tym razem trudno tych bohaterów jednoznacznie ocenić, polubić lub nie; nawet jeśli wydaje nam się, że już zdecydowaliśmy, kogo postawić po której stronie własnych sympatii, Rooney podrzuca drobne skrawki informacji, które nie pozwalają traktować tych postaci zerojedynkowo. To chyba pierwszy raz, kiedy w jej książkach tak bardzo zobaczyłam siebie i ludzi, których mam w swoim życiu; że przyjmujemy się przecież z całym dobrodziejstwem inwentarza, z wszystkimi zaletami i trudnościami też. A całe piękno i trud związków, nie tylko romantycznych, polega na tym, że jakoś to wszystko ukoić, znaleźć nieprzekraczalne i potrafić żyć nie tylko obok, ale ze sobą.

I am with her, but we're not.
Relationship mutilated by circumstances into something illegible. Platonic life partnership.




Their laundry he had taken that morning from the downstairs dryer. His t-shirts, underwear. Her leggings and sweatshirts. Smoothed and folded into two matching bundles on the bedspread. Iconography of a relationship. 

Rooney rzecz jasna umieszcza swoich bohaterów w zagmatwanych relacjach, a sytuacja żadnego z bohaterów nie jest tak jednoznaczna, jak może się to wydawać na pierwszy rzut oka. Dość szybko można skonfrontować swoje przekonania z wielowymiarowością tego aspektu, bo "Intermezzo" spektakularnie wprost (również na poziomie językowym) rozprawia się z tą nieuporządkowaną stroną związków i rodzinnych powiązań. Ale nie tylko; Sally eksploruje psychologiczną konstrukcję bohaterów i pokazuje, że choć często nasza zewnętrzna sytuacja bywa nadmiernie powikłana, przede wszystkim jesteśmy zaplątani we własne ograniczenia i lęki. Rozbudowane myśli Ivana tworzą doskonałą przestrzeń do zastanowienia się nad relacjami romantycznymi, powiązanymi z nimi obszarami lękowymi i wyzwaniem, jakim potrafią się stać. Po raz kolejny pojawiają się też bohaterowie w relacjach poligamicznych, a Rooney sprawnie konstruuje poszczególne sytuacje i reakcje postaci tak, by pozostawić czytelnikowi przestrzeń na samodzielną ocenę zdarzeń potencjalnie moralnie mętnych.

Is there even a reality left there, something that in fact did happen? The way a dream, untold, vanishes, never having taken place to begin with. Better perhaps in this case: a dream, attached at the corners to no reality, shared with no one, vanishing into nothingness.

It means nothing. That isn't true: it means something, but the meaning is unfamiliar.

Być może w kontekście wszystkich tych emocji, których dostarczyło mi czytanie "Intermezzo", tak dotkliwie odczuwam sposób domknięcia wątków (w szczególności mam tu na myśli - uwaga spoilery - finalną rozmowę między braćmi) i pozostawienie niektórych bohaterów w wybranych przez autorkę miejscach. Ta kluczowa rozmowa, stojąca w opozycji do dotychczasowej, raczej abrazywnej relacji, niewątpliwie stanowi dobrą przeciwwagę, łagodząc bohaterów i podkreślając znaczenie komunikacji. Coś jest w tej nieoczekiwanej ckliwości; coś bliskiego, przypominającego odsłanianie tych najwrażliwszych miejsc i blizn, ryzykowne zapraszanie do świata, który nie składa się z samych jasnych stron.




Nobody when they're rejected believes it's really for atraneous reasons. And it almost never is for extraneous reasons, because mutual attraction - which even makes sense from revolutionary perspective - is simply the strongest reason to do anything, overriding all the contrary principles and making them fall away into nothing.

Może to uczucia towarzyszące mi podczas lektury "Intermezzo" to właśnie to, co przydarzyło się wszystkim, którzy wsiąkli w prozę Rooney już przy "Rozmowach z przyjaciółmi". Może moje przywiązanie do tej historii to kwestie tego, że to Sally, w której jest najmniej Sally i zazwyczaj nie podoba się tym, którzy wcześniej się jej pisaniem zachwycili. Mnie zachwyca fakt, że spotkałam się z tą książką właśnie teraz i mogę sobie te utraty, związki, rozstania i zdroworozsądkowe próby ułożenia spraw wymykających się chłodnym kalkulacjom poanalizować na tyle różnych sposobów. 

Rooney pisze nadal o banalnej codzienności. O tym, co bliskie, nie siląc się wreszcie na nachalne podszycie książki o relacjach międzyludzkich polityczno-społecznymi półtonami. I to przejście w kierunku lęków, skrywanych nadziei, stawiania odważnych kroków w świecie, w którym dryfujemy wśród ostatecznej straty wyszło jej pierwszorzędnie. A ja po raz pierwszy wiem, że po kolejną jej książkę sięgnę nie po to, żeby sprawdzić, czy w końcu mi się spodoba - ale po to, by się przekonać, czy podoba mi się nadal.














CONVERSATION

0 comments:

Prześlij komentarz