MIT przedstawiać chyba nikomu nie trzeba; jedna z najlepszych
technicznych uczelni świata, za którą od wielu lat gonią tysiące uniwersytetów
na całym świecie. Kampus Massachusetts Institute of Technology rozciąga się
wzdłuż brzegu rzeki Charles w Cambridge, po sąsiedzku z Bostonem, do którego
można się dostać choćby pieszo przez jeden z wielu mostów.
Albo łódką, co wcale aż tak abstrakcyjnym pomysłem nie jest.
Na zdjęciu powyżej jedno z najbardziej rozpoznawalnych miejsc
czyli Killian Court, Building 10 i górująca nad budynkiem Great Dome.
To jeden z niewielu obiektów zbudowanych w tak klasycznym stylu, bo większość
wydziałów MIT mieści się w budynkach o odważnej, progresywnej architekturze
- uniwersytet właściwie słynie ze zlecania projektów twórcom
nietuzinkowym, chętnie przełamującym konwencje i stereotypy.
Ten trawnik na zdjęciu na pewno dobrze znacie, bo to właśnie po
nim hasa większość robotów prezentowanych przez MIT i Boston Dynamics :-).
Do budynku można wejść (nikt nas nie zaczepił nawet wtedy, kiedy
włóczyliśmy się po kampusie i korytarzach Building 10 dobrze po 22) i
powędrować korytarzami, którymi spacerowali też w "Buntowniku z wyboru" Matt Damon i Robin Williams.
To jest
zasadnicza różnica między europejskimi a amerykańskimi uniwersytetami. Te
pierwsze są bardzo hermetyczne, po drugich można poruszać się swobodnie bez
żadnego problemu. Nie wyobrażam sobie przejść niezauważoną obok portierni
na przeciętnej polskiej uczelni, co ma również swoje zalety - dopiero po jakimś
czasie dotarło do mnie, że może i ja chciałam tylko pochodzić po miejscu, w
którym zapewne uczyć się nigdy nie będę, ale nie każdy może mieć równie dobre
intencje.
Laboratoria
są oczywiście zamknięte, ale można do nich zajrzeć przez wielkie okna. Sporo
jednostek przybliża też swoje działania na tablicach na korytarzu, znalazłam
m.in. całą pracownię zajmującą się opracowaniem materiałów i włókien umożliwiających
skuteczne uzupełnienie ubytków lub uszkodzeń rdzenia kręgowego i odzyskanie
sprawności po urazie.
Główny hol Building 10. Trzeba
przyznać, że lubią rozmach ;-)
MIT jest
zdecydowanie bardziej "rozciągnięty" niż Harvard, ale nie potrzeba
też wiele czasu, żeby zobaczyć najbardziej charakterystyczne budynki. Na pewno
warto przejść przez Massachusetts Avenue i zobaczyć bardziej
rekreacyjne tereny kampusu, gdzie położone są kaplica i Kresgie Hall
projektu Eero Saarinena.
Próby do
pokazu tańca z ogniem, na który nawet zostaliśmy zaproszeni ;), a w tle Ray and
Maria Stata Center projektu Franka Gehry'ego, jeden z najbardziej
rozpoznawalnych budynków na kampusie MIT.
Jeśli
zabudowa Harvardu umożliwia podróże w czasie i przeniesienie się do dawnych
czasów, kiedy kobieca stopa nie była godna stanąć na terenie kampusu, MIT
zdecydowanie patrzy w przyszłość i śmiało realizuje najbardziej szalone
architektoniczne pomysły.
Sean
Collier Memorial to abstrakcyjna rzeźba usytuowana przy wejściu do
Stata Center od strony Vasser Street. Odsłonięte w 2015 roku miejsce upamiętnia
policjanta, który został zastrzelony podczas prób schwytania jednego z
podejrzanych o podłożenie i zdetonowanie ładunków podczas Maratonu
Bostońskiego.
Rzeźba
przypomina kształtem gwiazdę, ale symbolizuje także otwartą dłoń, nawiązując do
motto MIT - Mens et Manus (Umysł i dłoń).
Wracając
do centrum warto pójść na piechotę, przechodząc jednym z mostów na drugą stronę
rzeki Charles. Jeżeli wybierzecie Harvard Bridge, dowiecie się, czym
jest smoot... ;)
Smoot to
jednostka miary wymyślona przez Olivera R. Smoota w ramach inicjacji do bractwa
studenckiego ;). Rzekomo mierzy 5 stóp i 7 cali (czyli ok. 170 cm)
i wzdłuż całego mostu Harvarda umieszczone są kolejne jednostki. Mierzy on
zatem 364,4 smooty +- jedno ucho :D
A to
widok z mostu za dnia. W tle po lewej Longfellow Bridge, a na pierwszym
planie akademickie żaglówki, po lewej MIT, po prawej - Harvardu.
Po
przejściu przez most warto pospacerować po Charles River Esplanade -
promenada po odnowieniu jest świetnym miejscem na spacer, jazdę na rowerze czy
rolkach. Prawie wszędzie są tu miejsca, gdzie można odpocząć, plac zabaw dla
dzieci, zdarzają się grupowe zajęcia fitness. Fajna alternatywa dla powrotu
metrem, a przy okazji można się przejść zacienioną aleją i poobserwować życie
miasta.
I rzut z
drugiej strony rzeki na Maclaurin Buildings, dominującą nad
zabudowaniami Great Dome, a po prawej stronie Green Building (Building
54) mieszczący m.in. Wydział nauk o Ziemi.
I ostatni
rzut na Charles River i kawałek promenady.
Będąc w
Nowej Anglii, szkoda byłoby nie odwiedzić choć jednego z uniwersytetów Ivy
League - w Bostonie są one położone na tyle blisko miasta, że naprawdę żal nie
skorzystać z tej okazji. Choćby po to, by skonfrontować swoje wyobrażenia z
rzeczywistością :)
Dużo ciekawych informacji. Wyjazdy do USA zawsze są ciekawe
OdpowiedzUsuńDo MIT już się tak łatwo nie wejdzie. Teraz są czytniki na drzwiach i tylko studenci mają identyfikatory. Jednak dla chcącego nic trudnego. Polecam "główne wejście" z boku, gdzie można wbić zaraz za jakimś studentem. Korytarz na wprost prowadzi do najciekawszych pomieszczeń z dziwnymi zbiornikami i sieciami komputerowymi. Studenci są chyba przyzwyczajeni, że tam od czasu do czasu jakiś turysta się błąka.
OdpowiedzUsuńJeśli ktoś chce koszulkę albo inny gadżet to polecam budynek obok, z kawiarniami i sklepami. Dostęp bez identyfikatorów.
Za to równie ciekawie jest za uczelnią. Jest tam masa znanych firm. Pfizer, Moderna, wiele laboratoriów genetycznych... Okolica budząca grozę :D
Dzięki za aktualne informacje! Dobrze wiedzieć, chyba załapałam się jeszcze na ostatnią w miarę łatwą szansę wejścia na uczelnię :D. Fakt, jak się tam kręciliśmy, to nikt nie był przesadnie zaskoczony ani nawet nie pytał, co tam robimy (raz, późno wieczorem, spotkaliśmy tylko pana z ekipy sprzątającej - wymieniliśmy tylko pozdrowienia i to by było na tyle).
UsuńI tak, w tej okolicy zdecydowanie dużo się dzieje, jeśli chodzi o Big Pharmę... to chyba trochę po to, żeby absolwenci nie mieli za daleko i nie przyszła im do głowy jakaś wyprowadzka :D