Nie ma chyba niczego gorszego od nocy w towarzystwie perkusisty ukrytego w okolicach potylicznych Twojej głowy, zatkanego - a jednocześnie, o zgrozo, cieknącego - nosa oraz odgłosów zepsutego Trabanta wydawanych przez płuca, oskrzela i caały układ oddechowy. A nie - jeszcze warto dorzucić załzawione, piekące oczy i wrażenie, że temperatura zaraz rozsadzi Ci czaszkę, choć termometr wskazuje na książkowe 36,6. Spędziłam wyjątkowo długą godzinę - od trzeciej do niemal czwartej nad ranem, wisząc to głową w dół, to znów zwieszając nogi poza łóżko. Z tego kwadrans spędziłam na dywagowaniu czy warto wstać po termometr i przekonać się, czy mam gorączkę. Potem piętnaście minut delektowałam się gwizdem zimowego wiatru i stwierdziłam, że na pewno zaczyna padać śnieg. Coby sobie nie zepsuć niespodzianki, po drodze po termometr nie wyjrzałam przez okno - bo miło będzie rano podnieść rolety i stwierdzić że pada. Śnieg.
Ale wstałam rano, i chociaż nadal trochę wiało - podniesienie rolety przyniosło rozczarowanie. Śniegu nie było. Nie wiem czemu aż tak bardzo na niego czekam, bo marznięcie na przystankach już teraz jest wyjątkowo uporczywe i muszę poruszać palcami u stóp jadąc autobusem, bo ostatnio trafiam na same nieogrzewane pojazdy.
Chociaż nie, chyba wiem. Wczoraj, z głosem przyduszonego buldoga i w krótkiej przerwie między kichnięciami miałam jeszcze siłę pytać kiedy otworzą stoki ;)
W oczekiwaniu na zimę zatem - klasyczne amoniaczki. Od siebie dodam - poniżej podane proporcje "wystarczają" na upieczenie sześciu blach ciastek. Naprawdę wielu ciastek.
5 jajek
1,5 kg mąki
200g margaryny
2 szklanki cukru
1 szklanka śmietany 18%
50g amoniaku (tak, całe jedno opakowanie ;)
Pięć całych jajek, amoniak, cukier i śmietanę wymieszać razem w misce (można ewentualnie dodać również garstkę mąki). Zaczyn pozostawić na noc. Następnego dnia pieczenie zacząć od połączenia posiekanej margaryny z mąką, a następnie dodać zaczyn z amoniakiem. Wyrobić gładkie ciasto, wykrawać ciasteczka i piec na złoty kolor na blasze wyłożonej papierem do pieczenia.
Błagam o litość! Bombardujesz mnie pysznościami! :)
OdpowiedzUsuńMam ochotę. Choć obawiam się o zapach amoniaku... mam ogromną ochotę.
OdpowiedzUsuńPrzeurocze to kokardkowe pudełeczko.
Przeuroczy ironiczny post.
Lubię tę blond panią z oczami pandy na bocznym pasku.
;)
Takie ciastka warto piec hurtowo, bo błyskawicznie znikają. Tęsknię i czekam na święta :)
OdpowiedzUsuńtyle pyszności w tak małym ciasteczku ;)
OdpowiedzUsuńDobre proporcje, ja uważam że jak się piecze ciastka to 1kg mąki to minimum.
OdpowiedzUsuńZdrowia!
:) no u nas ciastka też raczej hurtem :) W Krakowie śniegu też nie widać... Zdrówka!
OdpowiedzUsuńja też z utęsknieniem czekam na śnieg. ale już niedługo. na pewno :) pyszne ciasteczka!
OdpowiedzUsuńCudne!!!!
OdpowiedzUsuńaż zapragnęłam kilka
OdpowiedzUsuńNo patrz, takie klasyczne, a ja jeszcze nie jadlam... Chorobska nie zazdroszcze, a snieg, jesli najpierw przyjdzie tutaj, podesle w kopercie. Duzej. Ja tam go nie lubie, o.
OdpowiedzUsuńNa pewno skorzystam z Twojego przepisu bo wyglądają bardzo zachęcająco:)
OdpowiedzUsuńsłyszałam o tych amoniaczkach ale nigdy nie próbowałam :( trzeba to nadrobić!
OdpowiedzUsuńSkoro masz je w ilościach hurtowych to może podam adres i poczekam na przesyłkę :) Pyszności!
OdpowiedzUsuńMnie dręczy zatkany nos i ból głowy od zatok, ale chyba niestety nie jest to kwestia przeziębienia czy grypy, raczej alergii, co mnie doprowadzi do szału. Przy czym takie ciacha na pewno poprawiłyby mi humor :] Oj i to bardzo!
OdpowiedzUsuńJakie śliczne ciasteczka! Szybkiego powrotu do zdrowia życzę, taka to niestety niewdzięczna pora roku.
OdpowiedzUsuńoj dużo zdrowia życzę ...ja właśnie z choróbska wyszłam .... ciasteczka wyglądają cudnie ...ale niestety nie są dla mnie:) mam "alergię" na amoniaczki ....pozostałość z dzieciństwa:) pozdrawiam Jolanta Szyndlarewicz
OdpowiedzUsuńCiasteczka pyszne i bardzo zimowe, a Ty wracaj szybko do zdrowia! :)
OdpowiedzUsuńZdrówka:-) Ciasteczka bardzo apetyczne :-)Ja też czekam na śnieg mam nadzieję, że się nie spóźni i na święta będzie biało :-) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńciastka z dziecinstwa... przypomnialas mi, ze trzeba by juz upiec pierniki, bo nie zdaza skruszec :)
OdpowiedzUsuńzycze zdrowka i "ogrzewanych pojazdow" :)
Jakie piękne zdjęcia :)
OdpowiedzUsuńBardzo ładne ciasteczka! Podziwiam też Ciebie- pieczenie 6 blach podczas takiego samopoczucia...! :) Ja też nigdy nie jadłam, albo nie widziałam, że to amoniaczki. Ciekawa jestem, czy nie czuć w ciastkach takiego posmaku, jak np. po użyciu sody? Bo tego to nie lubię... ;>
OdpowiedzUsuńUwielbiam amoniaczki, piękne są :) Podkradnę trochę, dobrze ?
OdpowiedzUsuńAmoniaczki! Zapomniane ciasteczka, odkurzone, jak miło. Sto lat ich nie jadłam :) U ciebie już w oprawie świątecznej ho ho ho ! :)
OdpowiedzUsuńJa od dwóch dni, co rano, pytam męża czy śnieg spadł. Jak dziecko...nie wiem dlaczego w tym roku nie potrafię się doczekać białego puchu. ( Mąż się cieszy, że nie sypie, bo nie musi samochodu odśnieżać).
Pozdrawiam z wietrznej Wieliczki!
Co by tu zrobić żeby to pudełko u mnie się pojawiło...:)
OdpowiedzUsuńoj pyszne są, moja mam często robiła je u nas w domku. kruche i delikatne;)
OdpowiedzUsuńOj wiem o czym mówisz... ech, jak dobrze że ten koszmar już za sobą... uff...
OdpowiedzUsuńA ciasteczka? Są ciasteczka, jest nadzieja :D
uwielbiam amoniaczki, a najlepiej jeszcze suto polukrowane :)
OdpowiedzUsuńSuper! Bardzo poszukiwałam takiego przepisu, na pewno skorzystam :)
OdpowiedzUsuńTakimi ciastkami chętnie przywitam zimę :)
OdpowiedzUsuńZapewniam, że w ciastkach amoniaku nie czuć. Co prawda otwieranie piekarnika z nosem w pobliżu buchającej z środka pary jest średnio przyjemna bo zapach intensywny, ale w smaku są bezkonkurencyjne ;)
OdpowiedzUsuń