Po raz pierwszy od dwunastu lat pierwszego września nie wstałam o siódmej i nie powlokłam się do łazienki, wycierając po drodze dłonią ostatnie resztki snu spod powiek. Po prostu przewróciłam się na drugi bok i spróbowałam wyprzeć odgłosy budowy z mojej podświadomości. Wstałam o dziewiątej i patrzyłam na zdążających do szkoły młodszych znajomych. I nagle, o dziwo, zatęskniłam za tą szkołą.
Tyle było tych pierwszych września; tak samo jak kolekcja butów przedstawiały wszystkie etapy buntu, romantycznych natchnień i fascynacji pewnymi grupami kulturowymi do których przynależałam w poszukiwaniu siebie. Pamiętam to pierwsze rozpoczęcie, pełne niepewności i ciekawości. Koszulę z żabotem i czarne, eleganckie buty na których metce było napisane : pantofle szkolne. I były boskie, bo nosiłam je z uporem maniaka chyba ze trzy lata. Były początki września tak słoneczne, że szłam na rozpoczęcie ubrana w białą sukienkę i - do dziś to pamiętam - baleriny, które na drodze do szkoły (tak pi razy drzwi 300m) obtarły mnie do krwi. Nie założyłam ich nigdy więcej. Rok temu lało jak z cebra, a wszystkie buty na obcasie które posiadałam były zamszowe. Poszłam w glanach.
Nic już nie będzie takie samo. Od października każdy poniedziałek będę zaczynać z myślą, że w piątek czeka mnie powrót do domu, i do niego będę odliczać dni.
W podstawówce biegłam co tchu w poniedziałek na stołówkę i czytałam jadłospis na nadchodzący tydzień. I jeśli - zawsze w piątek - pojawiały się tam kluski na parze, to do nich odliczałam pozostałe dni. Bo tak pokochałam te dziwne kluchy o miękkiej, sprężystej skórce i puszystym wnętrzu, które parzyły palce gdy próbowaliśmy się do nich czym prędzej dobrać.
2 jajka
50g masła
2 łyżki cukru
250ml mleka
1/2 łyżeczki soli
500g mąki pszennej
30g świeżych drożdży
Drożdże rozkruszyć w kilku łyżkach letniego mleka i zasypać łyżką cukru. Delikatnie wymieszać i odstawić do wyrośnięcia. Masło roztopić i pozostawić do ostygnięcia. W tym czasie do sporej miski przesiać mąkę, dodać sól, letnie mleko, łyżkę cukru i wbić dwa jajka. Następnie dodać przestudzone masło, wyrośnięty rozczyn drożdżowy i wyrobić dłonią ciasto (powinno odchodzić od ręki, ale nie musi być idealnie gładkie i na pewno będzie się nieco kleić). Do tego dobrze jest przygotować sobie jeszcze ok. 100g mąki i w razie potrzeby podsypywać nią delikatnie zaczyn. Odstawić do wyrośnięcia na 30 minut. Ciasto powinno do tego czasu urosnąć - gotowe dzielimy na około 15 części. W początkowej fazie buchty powinny być wielkości piłki do ping-ponga, w przeciwnym razie urosną do monstrualnych rozmiarów. Naprawdę. Powinny się Wam mieścić w zagłębieniu dłoni, ustalmy że każdy robi kluski dla siebie, więc jego dłoń powiedzmy odpowiada 1/3 przewidzianej porcji, zależnie oczywiście od apetytu ;-) Uformowane kluski pozostawić pod przykryciem ponownie do wyrośnięcia na 30 minut.
Przygotowujemy garnek do gotowania na parze lub obwiązujemy zwykły garnek czystą gazą. Gotujemy wodę i układamy po 3-4 pampuchy. Pierwsze kluski dobrze jest parować ok. 10 minut - każde kolejne można o minutę krócej. Nie należy trzymać ich zbyt długo - potrafią naciągnąć zbyt wiele pary i po wystudzeniu skurczyć się i nieestetycznie zmarszczyć. A przede wszystkim, stracą smak.
Sposobów spożywania pampuchów są tysiące i każdy ma jakiś swój styl. Ja najbardziej lubię je podane z bułką tartą na maśle. Z czasów szkolnych pamiętam śmietankę na słodko i cukier kryształ w roli dodatków. W sezonie można podawać je z musem truskawkowym lub z każdych innych łatwo dostępnych owoców. Na zdjęciu powyżej przedstawiona jest moja ulubiona metoda spożywania klusek ;-)
Nigdy jeszcze nie robiłam ich sama. A uwielbiam :)
OdpowiedzUsuńPamiętam je z dzieciństwa, jadłam zawsze z powidłami lub bez dodatków. Nawet zimne uwielbiałam wieczorem przed snem. A później poznałam ich smak z jogurtem owocowym oraz z rumianym masłem i cynamonem. Cudny smak.
OdpowiedzUsuńWyglądają obłędnie! :)
OdpowiedzUsuńmam znajomych mieszkających w kanadzie i jak tylko przyjeżdżają do Polski wpraszają się na te kluski, większych miłośników klusek na parze nie znam ;p
OdpowiedzUsuńp.s. pamiętam jak dziwnie czułam sie rok temu we wrześniu i jak z zazdrością patrzyłam na te grupki białych koszul :)
Moje ulubione parowańce ! :) Babcia je robiła, a potem mama . To zdecydowanie smak dzieciństwa. U nas jedzone na słodko:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
pampuchy? mniam!
OdpowiedzUsuńSwietnie Ci wyszly. Nie robilam ale jadlam kiedys w pewnej knajpie z sosem waniliowym. Byly pyszne.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
U nas pączki na parze:) Zawsze wtedy,kiedy pojawiały się pierwsze truskawki:) Bo do nich był sos truskawkowy:). Pyszne ciepłe pączki i sos. Wspomnienie dzieciństwa...
OdpowiedzUsuńprzyleć do mnie i zrób takie dziś na obiad! błagam :D:D:D:D
OdpowiedzUsuńwitaj!
OdpowiedzUsuńcukini nie czuć w tym cieście, a jest naprawdę znakomite :)
Jeju, jak przytulnie tu u Ciebie :) I te profesjonalne zdjęcia... od samego patrzenia mogę się najeść ;)
Pozdrawiam!
Twojej wersji jeszcze nie jadłam, muszę spróbować :) ja zawsze jem z jogurtem truskawkowym mmm pyycha :D
OdpowiedzUsuńJa także pamiętam początki roku szkolnego. Od gimnazjum porzuciłam strojenie się na rzecz jeansów, białej koszulki i tenisówek. Czasem dodatki były inne. To były dobre czasy. Z perspektywy czasu niedoceniane.
OdpowiedzUsuńA buchty to niezeimskie ciocia moja robiła. Muszę wziąc od niej przepis. Choć i na Twoje się pokusze.
Pozdrawiam
Ania
Uwielbiam takie kluchy. W domu robiło się czasami nadziane śliwką z kompotu. Pycha :D
OdpowiedzUsuńEch, az mi sie tak sentymentalnie jakos zrobilo... Lubilam szkole, na 1 wrzesnia czekalam juz tak gdzies od polowy sierpnia. A kluski na parze lubie do dzis :)
OdpowiedzUsuńSzkoła.. wspaniale jest powspominać. Najpiękniejsze lata.. Lata młodości, buntu, poznawania świata :)
OdpowiedzUsuńKluchy wspaniałe :)
o mniam!!! ja zawsze je jadłam albo z truskawkami albo z borówkami i śmietaną :) Uwielbiam je :) Babcia nazywała je też paruchy lub buchty
OdpowiedzUsuńWidzę,że jesteśmy na tym samym życiowym etapie;)
OdpowiedzUsuńJakoś,wbrew pozorom,nie mogę doczekać się 1 pazdziernika i początku nowej drogi,nowych wyzwań,miejsc...
Kluski ,jak z obrazka;),pozdrawiam
Też strasznie lubię, a wręcz uwielbiam. Często jem (niestety kupne) na obiad, a raczej do obiadu, zamiast ziemniaków, czy ryżu. Na słodko, polane owocowym jogurtem, musami z owoców, również smakują wyśmienicie.
OdpowiedzUsuńJestem pewna, że kiedyś je zrobię. Jak tylko najdzie mnie ochota i dużo wolnego czasu, bo coś ostatnio straciłam natchnienie do majsterkowania w kuchni. ;p
Twoje Pyzy wyglądają bosko! ;-)
Uwielbiam kluski na parze:) Moja Babcia zawsze je przyrządzała specjalnie dla mnie:)
OdpowiedzUsuńBardzo lubię kluchy na parze, zwłaszcza jak moja mama zrobi takie nadziewane dżemem truskawkowym
OdpowiedzUsuńAch, uwielbiam! Jako mała dziewczynka zawsze jadłam je z sosem truskawkowym albo jagodowym - w zalezności od tego, co akurat było pod ręka :)
OdpowiedzUsuńparzaki jadałam u mojej koleżanki, przyrządzała je jej babcia, pyszne były :)
OdpowiedzUsuńEch, pierwszy dzwonek... już. za szybko, zdecydowanie.
OdpowiedzUsuńwspaniałe kluski na parze.
moja Babcia robi najwspanialsze pod słońcem.
http://www.karmel-itka.blogspot.com
http://www.slodkakarmel-itka.blogspot.com
W odległych czasach podstawówki mama raz w miesiącu, w piątek robiła BUCHTY :)) to ten dzień był moim zegarem życiowym :)
OdpowiedzUsuńPyszne kluchy! Niedawno robiłam czeskie knedliky i tak patrzę, że buchty są bardzo podobne do nich :)
OdpowiedzUsuńuwielbiam...dawno nie robiłam i chyba się skuszę...tym bardziej,że mąż też je lubi tyle,że podane z gulaszem:)))
OdpowiedzUsuńUwielbiam pampuchy:) rzadko je robie, bo najczęściej jestem później bardzo poparzona, ale od czasu do czasu nei umiem sobie ich odmówić:)pozdrawiam jolanta szyndlarewicz
OdpowiedzUsuńprzepadam za kluskami na parze, najbardziej za takimi najprostszymi, bez dodatków. narobiłaś mi smaku!
OdpowiedzUsuńHmm, w ziciństwie często je jadłam. Sama nigdy nie próbowałam robić, ale to się chyba zmieni. ;) Twoje wyglądają smakowicie.
OdpowiedzUsuńyummymorning.blogspot.com
Przypomniały mi się kluski mojej babci... Proste, smaczne, i wspomnienia wracają.
OdpowiedzUsuńZapewne nie jestem oryginalna, ale ja za szkołą nie mam jeszcze okazji tęsknić. I chyba to się szybko nie zmieni ;)
Kluski na parze - smak Babcinych pamiętam do dziś! Cudowne!!!
OdpowiedzUsuńuwielbiam:) A najlepsze z sosem pieczarkowym:) Tylko u mnie w regionie mówi się na te pyszności Pyzy:)
OdpowiedzUsuńU mnie mówi się na nie parowańce. Obowiązkowo z konfiturą wiśniową w środku!
OdpowiedzUsuńBardzo lubię kluseczki niestety mój mąż już nie bardzo a ja je uwielbiam z powodu mojej św. pamięci babci robiła je pyszne to mój smak dzieciństwa.....
OdpowiedzUsuńUWIELBIAM!!! <3
OdpowiedzUsuńU mnie w przedszkolu mówiło się na nie: parowce:)
OdpowiedzUsuń